Wyjazd na ORAE był dla mnie w tym roku bardzo trudny. Wyrwana z codziennej gonitwy, nie zdążyłam nawet porządnie przestawić się na tryb rekolekcyjny, równie intensywny jak moja codzienność. Już na samym początku przyszła mi do głowy myśl, że nie dam rady, że nie nadążę. Siedziałam przy powoli zapełniającej się walizce i powiedziałam Panu Bogu: „jeśli Ty chcesz, żebym tam była, poprowadź mnie, za Tobą pójdę. działaj”. Sił fizycznych brakowało, ale Pan Bóg umocnił moje serce. Dał mi ludzi, którzy pokazali mi, jak w codzienności starają się Go szukać, jak walczą o relację z Nim każdego dnia – mimo wielu przeciwności, bólu i cierpienia. Pan Bóg poprzez spotkania, rozmowy, wspólną modlitwę, drobne gesty dokładał każdego dnia małą cegiełkę do mojego serca, które powoli się odbudowywało. On zostawił mi Siebie w sakramentach, w Eucharystii, która w chwilach największych słabości dodawała mi sił. Momentem, który mnie odmienił i pozwolił doświadczyć żywego Kościoła, była modlitwa wstawiennicza i uwielbienia tuż po tym, jak wyrzekłam się mojego bożka – rzeczy przesłaniającej mi Bożą Miłość i prawdę o samej sobie. W chwili, gdy razem, niezależnie od wieku, miejsca, z których pochodzimy, staliśmy i mówiliśmy do naszego Pana, poczułam, że jestem częścią tej wspólnoty – że obok stoją moje Siostry i moi Bracia, którzy tak samo jak ja kochają Boga. Jemu jestem wdzięczna za ten czas, za to, że tak rozrzutnie i wspaniale obdarza nas swoją Miłością. Miłością, która nigdy się nie kończy. Chwała Panu!
Dorota