Po ONŻ I° przez tydzień byłam tym cudownym dzieckiem Bożym, o którym przez całą Oazę mówili animatorzy. Potem przez głupotę, strach, nudę wróciłam do nałogu, którego nie umiałam się pozbyć; próbowałam tyle razy, a nigdy nie zerwałam tego do końca. Kiedy dowiedziałam się o ORAE, miałam burzę w sobie. Bardzo chciałam jechać na KODAL, ale Bóg chyba chciał inaczej. Zapisałam się na ORAE, potem miało być z górki, w końcu to Oaza. Nie było tak, jak chciałam. Tyle błędów, problemów, kłótni, nałogów, płaczu, krzyku i wielu innych rzeczy w moim życiu – czego to nie było do tego okresu przed ORAE. Nie czułam Boga, wręcz przeciwnie – obrażałam Go, denerwowali mnie ludzie z mojej grupy ONŻ, którzy najpierw nie mieli czasu, żeby ze mną porozmawiać, a tak bardzo ich potrzebowałam. Potem zaczęli wkurzać się, czemu to zrobiłam, czemu błądziłam i wciąż powtarzali, że Bóg mnie uwolni od tego ciężaru. Modlili się za mnie. Jadąc na ORAE, jechałam do znajomych, nie do Boga. On dla mnie na tamten moment przestał istnieć. Na rekolekcjach poznałam uczestników ORAE 1 (chłopaków z „1”) i to był jeden z najważniejszych kroków podczas ORAE – przed nimi byłam sobą, zdjęłam wszystkie maski. W niedzielę na adoracji biłam się ze sobą, czy iść do spowiedzi. Otworzyłam wtedy Pismo Święte na losowym cytacie i zobaczyłam włożony rachunek sumienia. Tak bardzo dotknęło mnie to, że momentalnie wstałam z miejsca i poszłam do spowiedzi. Wtedy po raz pierwszy oddałam się w spowiedzi Tacie. Dzięki Jego miłosierdziu zrozumiałam, że spowiedź to nie tylko klęczenie i mówienie do księdza, którego i tak to nie obchodzi, bo jesteś tylko kolejną osobą. Zrozumiałam, że On mnie kocha, był przy mnie, niósł mnie na rękach w najtrudniejszych chwilach – dlatego widziałam tylko jedne kroki na piasku. Potem było mi trochę łatwiej wejść do wspólnoty. Rozmowy z ludźmi nie przerażały mnie już aż tak bardzo jak wcześniej, a wręcz przeciwnie – umacniały mnie w miłości i zrozumieniu Chrystusa. Najwspanialszym momentem tych rekolekcji było palenie bożków. Dzięki temu nabożeństwu czuję się wolna, a napełnienie Duchem Świętym umocniło moją wiarę w to, że On jest, żyje i kocha. I za to wszystko – chwała Panu.

Weronika