Mt 21, 1-11 i Mt 26, 14-27, 66
Rozpoczynamy Wielki Tydzień. Wydarzenia, o których czytamy, dzieli niewiele czasu, a ukazują tak naprawdę dwie skrajności. Kiedy Jezus wjeżdża do Jerozolimy, tłumy śpiewają na Jego cześć, kładą przed nim swoje płaszcze i rzucają gałązki. Kiedy umiera, pozostaje przy nim jedynie garstka, ludzie drwią, a żołnierze dzielą między siebie Jego szaty. Gdzie podziali się Ci wszyscy, którzy pełni radości witali Go jak króla? Możliwe, że patrzyli z oddali, w milczeniu i ze spuszczoną głową. A może rzucali obelgami razem z zebranym tłumem, żeby nikomu nie podpaść? Jak bardzo ludzka jest to postawa… Minęło tyle lat, a w tej kwestii praktycznie nic się zmieniło. Dalej tak często podążamy za tłumem, kalkulujemy, co się bardziej opłaca, analizujemy, co powiedzą inni. W naszej wyobraźni jesteśmy gotowi na wielkie rzeczy, a kiedy przychodzi co do czego, to robimy to, co inni.
Zaczyna się najważniejszy dla nas, chrześcijan, czas. To idealny moment, aby odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy chcę mieć udział w Zmartwychwstaniu Chrystusa, czy wolę być jedynie widzem tego wydarzenia? Czy mam w sobie odwagę, aby pójść pod prąd? Bo jeśli chcesz prawdziwie zmartwychwstać, to nie ma innej drogi niż wciąć swój krzyż i pójść za Jezusem aż do końca. Mimo odrzucenia, obelg, pogardy czy nienawiści. Jesteś gotowy, aby żyć?